piątek, 10 listopada 2017

Cambodia- Siem Reap

Z każdym dniem jestem coraz bardziej zachwycona Kambodżą. Może i nie ma tu za dużo do zobaczenia, bo raptem tylko kilka miejsc, ale mnie urzeka całokształt. Te niesamowitą atmosferę tworzą ludzie, którzy są tutaj niezwykle otwarci, uśmiechnięci. Idąc, czy jadąc rowerem po ulicy słychać z każdej strony "hello", widać machajace dzieci. Większość tych dzieci porusza się boso.
Przykro patrzy się na małe dzieci, które z wielkim plecakiem idą do szkoły, bo te małe dzieci zwykle mają dużo więcej lat niż się wydaje.  Niektóre mają po 10-12 lat, a ich wzrost wskazuje na 4-5 lat.
Na drodze mijasz dwójkę chłopców, jadących wózkiem, który ledwo ciągną. Zbierają oni plastikowe butelki, aby zarobić na obiad.
Często widać nagie dzieci, które myją się w pobliskiej rzece, rzece która wygląda jak ścieki. Często te dzieci wysyłane są przez rodziców o wyludzenie 1 dolara. Ich domy to kilka zbitych desek. Mimo tak wielu braków, sprzeciwnosci losu, te dzieci są niesamowite.







Nie ma tu również problemu z dogadaniem się. W hotelach, sklepach ludzie bardzo dobrze mówią po angielsku. Większa część zwykłych ludzi zna podstawy angielskiego lub też można dogadać się na migi.
Ale po kolei...
Ze stolicy jedziemy autobusem do Siem Reap za 6$. Podróż trwa 5 godz, a w autobusie puszczają kambodzanskie filmy :)
Jesteśmy na miejscu po 15, mamy już nocleg zarezerwowany, więc idziemy się zameldowac. W ręku trzymam wietnamski kapelusz i chyba jestem tak postrzegana. Khmerowie chyba nie lubią Wietnamczykow. Nie żebyśmy miały jakieś problemy przez te kapelusze, po prostu kilku kierowców tuk tuka dziwnie zwróciło na to uwagę.
Wieczorem idziemy poszaleć na Pub Street. Główne bawią się tu turyści. Piwo można kupić nawet za 0,25$ (300ml).






Kolejny dzień- zwiedzamy Świątynie.
Wypożyczany rowery  (2$/dzień), bo odległości między swiatyniami są duże. Najpierw w kasach należy kupić bilet. Kasy są w troszeczkę innym miejscu niż świątynie. Jednodniowy bilet kosztuje 37$, trzydniowy 60$. Można kupić też wejściówkę na7 dni. Nam w zupełności straszył 1- dniowy.
Podsumowując, zwiedziliśmy 5 świątyń, w tym jedna na wodzie. Największe wrażenie zrobiła świątynia Bayon, zaraz po tym Angkor Wat. Wchodząc na teren świątyni należy pamiętać o zakryciu ramion i kolan.

Świątynia Bayon











Angkor Wat


















Świątynia Baphuon 







Świątynia Ta Prohm








Na jednym że zdjęć pozowalam polskiemu fotografowi, bo jego żona ma lęk wysokości i bała się wyjść po schodach. Zdjęcia jeszcze nie dostałam ale sama jestem ciekawa jak wyszło :)

Pewna sytuacja podczas dojazdu do ostaniej świątyni:
Jedziemy rowerem i z poboczu na ulice wychodzi strażnik, z daleka myślałyśmy, ze to kontrola biletów do świątyni, lub kiedy przekroczenie prędkości ;) zatrzymuje nas...miałam w koszyku, z przodu roweru, plecak, strażnik podchodzi, wydaje się że będzie mi przeszukiwal plecak. On jednak jednak bierze ucho plecaka i przekłada przez kierownicę mojego roweru. Jesteśmy lekko zdziwione. Tłumaczy, że przykładowo mijający mnie motocyklista może wyciągnąć z koszyka plecak i odjechać. Strażnik uśmiecha się i puszcza nas wolno :)

Spróbować trzeba popularnego khmerskiego dania-Amok. Podawany jest z ryżem. Można być on rybny lub z kurczakiem. Ja wybrałam opcje drugą.



Wieczorem spotykamy małego przyjaciela :)






Kolejnego dnia wybieramy się na rowerach do wioski ludzi żyjących na wodzie- Tonie Sap. Nie ukrywam że był to z niecierpliwieniem wyczekiwany przeze mnie dzień.





















Kupiłyśmy dzieciom piłki, kredki, długopisy i flamastry. Dla nas to nic , a dla nich tak dużo. Jeden głupi długopis a dzieci były takie szczęśliwe.










A wieczorem masaż stóp, gratis do bułki z czosnkiem.











Już jutro żegnamy Kambodże. Mnie urzekła khmerska prostota. To państwo to mój osobisty numer jeden i myślę że trudno to będzie przebić. Wspaniali ludzie, te bezbronne, skrzywdzone dzieci, które mają w sobie tyle radości i uśmiechu na twarzy.


Pozdro,
T.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz