Plaża Ao Nang nie powala, ale ja już się stęskniłam za tą mega słona woda, więc idę popływać. Około miesiąca bez plazowania, jeszcze blade wrócimy do Polski- wstyd! ;)
Szybko nas pogonilo z plaży, nadeszły ciemne chmury, zwiastujace deszcz. Złapalysmy transport i w sekundzie się rozlało. Na przyczepie doczepionej z boku skutera zmierzamy w stronę hostelu. Pada na nas z każdej strony, dziwię się że kierowca cokolwiek widzi.
Przemoczone, ale docieramy na miejsce.
Następnego dnia płyniemy na Railay Beach. Nie ma ona połączenia z lądem, dostać się na nią można tylko drogą wodną.
Koszt z Krabi Town to 150 bathów (50 min łodzią), natomiast z Ao Nang 100 bathów (10 min).
Większość osób, która chce spędzić ponad jeden dzień na Railay Beach, decyduje się jednak na codziennie opuszczanie plaży i przyplywanie na nią kolejnego dnia, gdyż najtańsza doba noclegowa kosztuje około 200-400 zł za dwie osoby, są także hotele gdzie za nocleg należy zapłacić kilka tysięcy złotych.
Łodzią doplywamy na Railay East, jest ona raczej tylko portem dla łódek oraz jedną z dróg dostania się na Phra Nang Beach.
Tuż przy przy tej właśnie plaży znajduje się jaskinia- Princess Cave. Istnieje legenda, że w jaskini mieszka księżniczka. Miejscowi okolicznych wiosek przychodzą tu się modlić, jeśli ich prośby zostaną wysłuchane, w podziękowaniu przynoszą drewniane... penisy.
Tuż obok jaskini jest tajne przejście.
Nie brakuje tu też miłośników wspinaczki skałkowej. Wszyscy w zabezpieczeniach i jakoś im to idzie. Aż tu nagle, pewien starszy pan z Rosji, który przed chwilą uprawiał jogę, pokazuje, co potrafi. Wszyscy plazowicze w ręce biorą aparaty i z zachwytem patrząc, co on robi. Szok!! Zero zabezpieczenia, a on pokazuje jeszcze różne pozy na skalce.
Na kolejną plażę- Railay West, można dostać się ścieżką z Railay East lub brzegiem wody z Phra Nang.
Można też wyjść na punkt widokowy oraz dostać się do laguny. Wejście jest bardzo strome, na linach. Mimo trzech podejść nie udało nam się wejść wyżej niż 20 m :( Lęk wygrał... łeee!! ;(
Podobno początek jest najtrudniejszy i samo zejście do laguny (pionowo w dół). Niektórzy twierdzili, że lepiej idzie się bez butów, inni że tylko w adidasach, byli też tacy co wybrali się w japonkach. Wszyscy wracali wystudzenia błotem co najmniej do pasa :)
Tyle do opowiedzenia, co działo się na Railay Beach. My wracałyśmy tam jeszcze dwukrotnie (Dlaczego? Kto wie, ten wie), przez co nasz pobyt na Krabi trochę się przedłużył.
Dzięki temu poznałyśmy jednak kilku dobrych i pomocnych Tajow.
Ale poznałyśmy też kilku dziwnych Tajów, oto jeden z nich :)
To prawdopodobnie ostani post z Tajlandii, dlatego wstawię jeszcze kilka ujęć najsłynniejszej tajlandzkiej potrawy- Pad Thai.
Pozdro,
T.
Ps. Uff... skończyłam. Właśnie wymęczylam post, który powstał podczas najbardziej wymęczającego dnia wyprawy- bo nic tak nie męczy, jak nicnierobienie, nuda, wyczekiwanie.
Wstyd się przyznać, że można się nudzić podczas takiej wyprawy. Niestety, czasem aura nie sprzyja, czasem za dużo się dzieje, czasem nie na wszystko mamy wpływ.
Jutro nowy dzień, będzie git! :)

















































