Sprytne, zmiana kierunku jazdy, zmiana siedzeń by cały czas siedzieć przodem do kierunku jazdy :)
By dostać się na wulkan najlepiej dojechać do Probolinggo i stamtąd już bezpośrednio na wulkan wziąć busa.
Przyjechaliśmy do Probolinggo około 18 i ta godzina była już raczej pozna na dojazd do wulkanu. Do dworca autobusowego było jakieś 7 km. Zdecydowaliśmy że szukamy noclegu w Probolinggo. Już na dworcu kolejowym pełno ofert dojazdu na wulkan (za podwójną cenę) czy do hotelu. My najpierw musimy coś zjeść.
Przepyszny chlebek, smarowany dżemami, posiekany na maśle :)
Szukając noclegu, zaczepia nas mnóstwo kierowców, ciągle jednak ceny dla nas za duże za podwózkę oraz hotel, dogadać się po angielsku też jest bardzo ciężko.
W końcu zjawia się mały chłopczyk, wygląda na 14-15 latka (ma 20 lat), który mówi po angielsku. Szuka w głowie taniego noclegu dla nas. Wyskakuje z oferta 4,5 zł za noc od osoby w jego domu. Kochany chłopak, o takiej przygodzie marzyłam :) zawozi nas swoim motorkiem do domu, musiał nawet objechać dwa razy, bo wszyscy jednym kursem się nie zmiescilismy.
Ciężkie warunki w domu, ale wszystkiego trzeba spróbować, a przede wszystkim zobaczyć w jakich warunkach żyją miliony ludzi na świecie i docenić to co mamy w Polsce. W łazience podobno był wielki szczur, ja wolałam się wstrzymać i tam nie zaglądać :)
Jak widać ludzie którzy mają najmniej, są w stanie oddać najwięcej...
Po mimo wszystkiego, trochę żartów... całe my.. :)
Wieczorem, rozkrecalismy imprezę w pobliskiej knajpie.
Nie będę zarzucać filmikami jak śpiewamy :)
Rano, lokalnym transportem na dworzec autobusowy, nasz kolega jedzie za nami na motorku.
Na dworcu jesteśmy zdecydowanie za wcześnie, czekamy 5 godz, na zapelnienie się 15-osobowego busa. Kierowca rusza jak bus jest pełny, lub kiedy zapłaci się kwotę równa wartości biletów 15 osób.
![]() |
| Czekając na busa... może by tak fryzjer? |
W końcu bus się zapełnia (m.in. czwórka Polaków) i ruszamy. Jedziemy jak wariaty, bo tak tutaj jeżdżą, no i bum....
Wszyscy przeżyli, choć dwójka Hiszpanów prawdopodobnie do dziś nie może się z tego otrząsnąć, a "bohater" który wyskoczyl przed okno i chciał sam zatrzymać busa byśmy nie zsuneli się w przepaść, popadł w zachwyt :)
Zmieniamy busa i szczęśliwie docieramy. Wieczorem idziemy na Bromo. Jest już ciemno, dlatego łatwiej idzie się skrótem, omijając opłatę wejaciowa do Parku Narodowego. Dziura w płocie, las prowadzący w dół, później płaska droga, dalej już w górę. Na koniec 253 stromych schodów pod sam krater. Jest ciemno, wyłączony zmysł wzroku, dlatego doskonale słychać warczacy wulkan.
Kolejnego dnia, wstajemy o 3.30 i idziemy na wschód słońca z widokiem na wulkan Bromo.
Mimo że było ciężko wyjść, widok niesamowity!!
Potem, znów na skróty i znów na wulkan.
Tym razem dookoła widać to czego po ciemku nie było. Jest też wiele naciagaczy na podwózkę.
Ps. Sorki że często publikuje coś z błędami, słownik zmienia wyrazy, a nie zawsze jest czas to przeczytać.
Przykładowo, ostatni post, pisałam ponad 3 godz, wiele razy zaladowane zdjęcia się usuwaly, dwa razy wyłączył się prąd w lokalu. W końcu wyciągnęli mnie z niego, gdyż wlascielel zamykał lokal a nawet odwiózł nas na przystanek. Zdążyłam wcisnąć "opublikuj", ale zaraz przypomniałam sobie że zapomniałam o kilku zdjęciach, a internetu już nie było. Na szczęście był postój na obiad, który wykorzystałam na dokończenie (w jednej ręce widelec w drugiej telefon).
Ten sam właściciel, zerwał nam też kokos, za free :)
Wciąż mnie zaskakują Ci ludzie
Pozdro,
T.











































































Brak komentarzy:
Prześlij komentarz